Szukaj na tym blogu

sobota, 22 grudnia 2012

ET GO HOME

        Jak to dobrze jest być w Polsce :) po tylu miesiącach na obczyźnie wrócić na swoje miejsce, słuchać własnego języka i jeść kanapki z pasztetem - swoją drogą ja nie wiem, jak to możliwe, że we Włoszech nie ma pasztetu. Miło jest chodzić po ulicach, marznąć, oglądać śnieg zza okna i myśleć o świętach.
I kolejny raz się pakować, na następną podróż. Ale o tym innym razem ;)
Wesołych :)

niedziela, 9 grudnia 2012

Przedświąteczne rozważania kiedy termometr pokazuje 30 stopni...

demotywujący widok balkonowy :)
       

        Na plusie... :) no dobra, w słońcu bo w słońcu, ale 30 ;) Z jednej strony super, bo w moim kochanym Wrocławiu jest teraz podobno dość mroźno (około 14 na minusie :P), a ja jestem zmarzlakiem i nie lubię mojego czerwonego nosa, ale z drugiej strony...jak tu poczuć święta?? Siedząc sobie na balkonie w krótkich spodenkach łapiąc twarzową opaleniznę zupełnie nie jestem w stanie się skupić na rozmyślaniach o prezentach dla bliskich i ważnych mi osób :) A tu już niedługo trzeba się będzie spakować, pojechać na lotnisko i wsiąść w samolot. A potem co? No klops, bo głupio przecież kupować dary świąteczne w  Rossmanie, kiedy pod nosem są wspaniałe italiańskie sklepy, świetnie zapatrzone i zaskakująco perfumowo tańsze :) ale jak myśleć o choince, kiedy za oknem pływają sobie radośnie po morzu żaglówki?!?!
        Jedyną metodą, jaka mi pozostała, to wyrwać się z mojego balkonu, wsiąść w autobus i zjechać do centrum - tam bowiem, jak nigdzie indziej czuć już świąteczną gorączkę, panie sprzedają na ulicach czerwone kwiaty, nam znane jako gwiazdy betlejemskie (chyba?) - jedyne 10 euro za kwiatka - na targach można znaleźć dosłownie wszystko - od cudownie pachnących jadalnych kasztanów, przez świeżo pieczone lokalne wielgachne pączki, sterty przeróżnych żelków aż po bombki, łańcuchy, zabawki tak choinkowe, jak i podchoinkowe, kosmetyki za grosze, majtki, staniki, dresy, kurtki, antyki - dosłownie wszystko, czego dusza zapragnie :) A w centrach handlowych - chyba to samo co i w naszych - TŁUMY!!! Szczególnie w weekend, kiedy wszyscy mają wolne i spokojnie, powoli, po włosku mogą się przechadzać głównymi uliczkami sklepowymi :)
resoraki

Tak sobie myślę, że skoro oni chodzą dziś, to może ja jednak pójdę jutro?? Kiedy oni będą w pracy, ja spokojnie pobuszuję za prezentami - relacja już wkrótce ;)




murano :)


kasztanki :) 

piątek, 7 grudnia 2012

o bliskości morza, gradzie i trąbie;)

        Genua jest zadziwiającym miastem - jeszcze wczoraj mieliśmy tu cudowną pogodę, słońce, że nie sposób przejść ulicą bez porządnych okularów przeciwsłonecznych, ciepełko, że nie sposób się nie upocić w zimowej puchówce (rano jest bowiem okropnie zimno-mimo pokaźnych jak na tę porę roku nastu stopni ma się wrażenie, jakby całe ciało było przebijane wrednymi malutkimi igiełkami mrozu - taka zimowa akupunktura, aczkolwiek nie wiem,czy to ma jakiś zdrowotny wpływ dla naszego organizmu), a dziś...stopni zaledwie 3 i za oknem ...grad!! Dokładnie tak, najprawdziwszy grad, wielkości... hmm no dobrze, nie przeogromny, ale mniej więcej taki jak pieprzyk Cindy C ;) szczęśliwie moja praca nie zmusza mnie do wychodzenia z domu, kiedy nie mam na to ochoty, więc radośnie piszę tego posta siedząc sobie w domu z kawą i panettone :) pyszna rzecz, swoją drogą, pewnie ze względu na cieszącą oko i podniebienie ilość bakalii :) wracając jednak do gradu, tak sobie myślę, czemu to tak, że wczoraj było ciepło, a dziś taka zimnica - pytam więc lubego, on wie wszystko :)i tak to dowiaduję się o właściwościach niezwykłych nadmorskiego klimatu, który zmienny jest ;) ba...nawet potrafi zrobić trąbę na morzu, która podobno jest dość niebezpieczna i mogłaby porwać kajakarza. Nieświadoma tej okropności radowałam się z niezwykłego zjawiska, które bezpiecznie mogłam oglądać zza okna. Mam nadzieję, że wszyscy kajakarze pozostali tego dnia bezpiecznie w domu. :)